Z Visakhapatnam do Polski
Opuszczamy Nakkapalli. Jedziemy do Visakhapatnam. Stamtąd następnego dnia odlecimy do kraju. Zatrzymamy się na noc o brata Nancy, żony pastora Kanthiego z Prathipadu. Kanthi zawozi nas do Visag. Jest to dwumilionowe miasto portowe, położone nad Zatoką Bengalską.
Rodzina mieszka w bloku, bodajże na czwartym piętrze. Zadziwiły nas marmurowe posadzki na klatce schodowej. W mieszkaniach też marmur. Ponoć się tak nie nagrzewa. W bloku nawet jest zautomatyzowana winda chyba sprzed kilkudziesięciu lat, ale miły kobiecy głos oznajmia na którym piętrze się znajdujemy. Po zapoznaniu się z krewnymi pastora wyruszamy nad Zatokę.
Ściągam pantofle i biegnę w stronę oceanu. Fale są zadziwiająco silne. Uderzają z potężną mocą i wciągają wgłąb. To nie to co nasz Bałtyk.
Widzę porozbieranych mężczyzn pluskających się przy brzegu. Nikt nie pływa. Nie dziwię się. Przy takiej sile fal pływać po prostu się nie da. Kobiety stoją na brzegu ubrane w swoje sari i patrzą na bawiących się w wodzie mężczyzn.
– Chcesz się wykąpać? – pyta mnie Kanthi
Oczywiście, że chcę!
Idziemy trochę dalej, gdzie nie ma tylu mężczyzn.
– Tutaj możesz swobodnie się zanurzyć w wodzie.
Ma się rozumieć, że w ubraniu.
Powoli wspólnie z Jędrkiem wkraczamy do wody . Wchodzimy po kolana. Fale uderzają w nas brutalnie i jesteśmy zmoczeni po pas.
Decyduję się na większe starcie. Kładę się na piasku fale porywają mnie i obracają we wszystkie strony. Potężna siła i jakby mi ktoś solą w oczy sypnął. Woda jest bardzo zasolona.
Wielkiej przyjemności z tego nie ma, ale jakaś niezwykła wola walki z żywiołem się włącza. Chce ci się pokonać dwumetrowe fale, pokonać bestię…. Podoba mi się to, choć jest bardzo niebezpieczne….
Nie udaje nam się na brzegu wysuszyć, bo słońce już zachodzi. Na zakupy do centrum wyruszamy w mokrych ubraniach.
Zmrok nadchodzi już o godzinie siedemnastej. Włączają się neony, jest bajecznie kolorowo, tłoczno. Czuję na sobie oddech tysięcy ludzi. Sprzedawcy atakują ze wszystkich stron.
Kupuję tylko słodycze dla moich dzieci i na szybko jakieś gadżety. Nie mogę wrócić z pustymi rękami.
Handlowy szał trwa. Nie widziałam czegoś takiego w Europie. Uciekamy, opychając się przepysznymi orzeszkami w karmelu.
To koniec atrakcji. Czas wracać do Polski. W pamięci zostaną dziecięce, radosne buzie, dziewicze dżungle, tajemnicze górskie krajobrazy, siła morskiego żywiołu oraz nagie indyjskie torsy na słonecznej plaży…Zadziwiające co może człowiekowi utkwić w pamięci?…
Z żalem opuszczam Indie. Mam tylko nadzieję, że rok prędko minie i znowu tutaj powrócę.
Komentarze
Prześlij komentarz