Warsztaty plastyczne i zabawy taneczne w Dommeru - cz.3
Wtorek, 18 lutego – dziś postanowiłam zrobić z dziećmi upominki dla darczyńców. W ruch poszły paski bibuły, które dzieci przyklejały w ramkę dookoła kartek, następnie rysowały pisakami co chciały : kwiaty, indyjskie flagi ,postaci itp. Na koniec malowały ornamenty złotą lub srebrną farbą na przyklejonej bibule.
Po raz kolejny widziałam iskierki radości w ich oczach, sama też byłam zachwycona wykonanymi pracami, chociaż dla europejskiego odbiorcy mogą nie wydawać się zbyt atrakcyjne. Dzieci nie mają możliwości się tutaj twórczo rozwijać, gdyż zajęć plastycznych praktycznie nie ma na co dzień. Jedynie jakieś kopiowanie obrazków z książek. Dziś dzieci wykonywały po kilka prac, nienasycone twórczo.
Jędrzej prowadził warsztaty z tworzenia komiksu ze starszą grupą i tutaj też dzieci ochoczo pracowały. Jestem dumna z mojego syna, że tak dobrze sobie radzi, ma bardzo dobry kontakt z dziećmi i młodzieżą. Widać, że wkłada całe swoje serca w to co robi.
Adam gdzieś mi umykał. Nie wiem co porabiał, podczas gdy my prowadziliśmy zajęcia. Ale po prostu był. Kilka razy zorganizował lekcje geografii. Kupił mapę świata i naprawdę zainteresował dzieciarnię, bo kiedy widziały, że Adam siada na krześle i zamierza opowiadać o świecie, to zlatywały się do niego jak ptaszki.
Dwie grupy najmłodszych dzieci, cztero- i pięcioletnich bardzo czekały na zajęcia ze mną. Chciały malować. Dotarłam więc do pierwszej z nich, zrobiłam farbki klejowe, żeby było więcej i żeby mogły malować paluszkami. Mąkę poprzedniego dnia przyniósł mi Jenna, zawiniętą w gazetę. Do tego trochę wody, farby i zrobiło się kolorowo. Nauczycielki i tym razem kiwały głowami z podziwu, gdyż nie znały tej techniki malowania. Malowanie z ostatnią grupą maluszków zostawiłam sobie na dzień następny.
Po przerwie obiadowej oczywiście zabawy taneczne z rozentuzjazmowaną dziatwą, oraz nauka polskiego alfabetu. Dużo było radości, szczególnie gdy indyjska młodzież próbowała wymawiać nasze samogłoski „ ą, ę” oraz zmiękczenia „ ś, ć „ itd. Ale skrupulatnie zapisywali w zeszytach nasz alfabet i z wielkim zapałem starali się go zapamiętać.
Popołudnie. Adam z Jędrkiem wpadają zaaferowani do mieszkania.
– Jakiś gostek kazał nam pokazywać nasze paszporty na ulicy, ale go zignorowaliśmy! Mówił, że jest z policji.
– A miał mundur?
– Nie, po cywilnemu był ! Pokazywał tylko legitymację.
– Phi, każdy może sobie pokazać legitymacje, jaką chcą – wzruszam ramionami i widzę jak na korytarz wchodzi pewny siebie Hindus i wyciąga z górnej kieszonki swojego t-shirta legitymację.
– Policja z Kovuuru, mogę zobaczyć wasze paszporty?
– Nie mam zamiaru pokazywać Panu mojego paszportu – ignoruję człowieka i idę do kuchni.
– Podąża za mną tłumacząc, że wykonuje tylko swój obowiązek. Dziwię się tutejszym zwyczajom, ale może jestem dyletantką w tych sprawach. Mięknę. Przecież nie mam nic do ukrycia. Pokazuję mu swój paszport. Mówię chłopakom, aby też pokazali. Każę policjantowi usiąść na krześle, pytam czy może chce wody? Robię się miła, rezygnuję z arogancji.
– Kto was tu zaprosił i w jakim celu tutaj jesteście?
Dzwonimy po Raviego, który zjawia się po chwili. Wszystko się wyjaśnia. Pokazujemy prace plastyczne jakie wykonywaliśmy z dziećmi w szkole dla sierot, mówimy o tym jak bardzo kochamy Indie, że zorganizowaliśmy tu warsztaty kathaku, a teraz robimy wymianę kulturową polsko-indyjską, nauczając polskich tańców, polskiego alfabetu i częstując potrawami z polskiej kuchni.
Policjant jest zachwycony. Cieszy się jak dzieciak !
-Takich turystów jak wy to my tutaj potrzebujemy więcej! Przyjeżdżajcie co roku !
Dajemy mu na koniec kopie naszych paszportów. Wszystko gra, wszyscy zadowoleni. Uścisk dłoni. Droga otwarta. Do zobaczenia za rok Panie Władzo !
Komentarze
Prześlij komentarz