Co to jest Christmas party w UK?
Christmas w Wielkiej Brytanii nie ma nic wspólnego z Bożym Narodzeniem. Na ulicach widzisz dekoracje czerwono-zielone, świecidełka, lampki, pozdrawiają cię bajkowe postacie, ludzie ogarnięci są szałem przedświatecznych zakupów. A co kupują? Niepotrzebne prezenty, Gdyby ktoś zapytal o co chodzi? Niewiadomo. O miłą atmosferę i wręczanie prezentów, to taka tradycja- mówią , itp…..Kiedy wtrącam swoje trzy grosze stwierdzając, że to święto powstało z okazji urodzin Jezusa Chrystusa – patrzą na mnie milcząco jak na dziwaka.
Tylko w kościołach można usłyszeć o tym, że „słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Dlatego wpadam to tu to tam, aby posłuchać dobrej nowiny o Jezusie Mesjaszu.
Na ulicach nigdzie nie zobaczysz nawet najmniejszego znaku, że to o narodziny Jezusa chodzi. W księgarniach, sklepach z kartkami – tysiące christmasowych pozdrowień, życzeń, a jeśli chcesz kupić kartkę Bożonarodzeniową to na palcach jednej ręki można policzyć ilość sztuk jakie uda Ci się znaleźć w całym mieście….
A co to takiego Christmas party? Doświadczyłam tego w tym roku. Wiedziałam wcześniej, że Anglicy spotykają się w grudniu na mocno zakrapianych, alkoholowych imprezach. Ni jak mi to pasowało do Bożego Narodzenia. W karnawale – owszem. Ale przed Bożym Narodzeniem?
No, ale jeśli dla nich Christmas to święto radosne, święto obdarowywania innych prezentami, nie mające nic wspólnego z żadną religią, no to dlaczego nie bawić się na całego?
Nasza sekcja Krav Magi organizowała takie przyjęcie. Instruktor zaprasza – no to czemu nie pójść. Wyobrażałam sobie miłe spotkanie, przy jednym czy dwóch drinkach z kolegami, z którymi w tygodniu spotykamy się na macie czy ringu. Nastawiona byłam na fajny czas, który upłynie na rozmowach, żartach. Ot, by bliżej poznać z kim ma się do czynienia.
Pierwsze moje zetknięcie się z miejscem, w którym obdywało się spotkanie wywołało we mnie lekki szok. Tłum ludzi, ściśniętych jak sardynki, ze szklankami pełnymi piwa i innych trunków, muzyka tak głośna, że własnych myśli nie słyszysz…cofnęłam się. Przyszło kilku kolegów i instruktor, który na moje pytanie „dlaczego wybrał to miejsce”, zapewniał – ” bo jest dobre!”.
Zuza, która pochodzi ze Słowacji miała na twarzy bolesny grymas i wytrzymała tylko półtorej godzinki.
Przez całą imprezę staliśmy, krzyczeliśmy sobie do ucha, popijaliśmy to co zafundował instruktor i tak też robiło kilkaset innych osób Miejsc nie było, muzyka grała, nikt nie tańczył…..W angielskim Christms party chodzi o to, aby pić do upadłego….
Bez sensu dla mnie. Ale co kraj to obyczaj.
Niemniej nie żałuję, bo doświadczyłam czegoś nowego, zrozumiałam Anglików troszkę bardziej. I stanowczo wolę polskie prywatki w gronie dobrych znajomych. Pośpiewać lubimy, potańczyć. Ot, taka nasza słowiańska krew.
Komentarze
Prześlij komentarz