Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Piękne święta

Takie jest życie. Z jednej strony słoneczko a z drugiej wichura. Jak w jednej dziedzinie się wiedzie to w innej się wali. Nie jest łatwo utrzymać się na powierzchni. Nawet dla wytrawnego pływaka. Życie to nieujarzmiony ocean. Chyba trzeba przywyknąć. 2018 rok za pasem, 48 roczek mojego życia. I cóż to jest w porównaniu z wiecznością?! A jednak wciąż czuję się jak smarkula. Jak ta 18 latka, która opuszczała dom rodzinny, aby udać się do dużego miasta „na swoje”. Każde nowe wyzwanie w moim życiu przypomina mi tamten czas. To samo, powtarzające się wrażenie bycia rzuconą na głęboką wodę, gdzie trzeba nieźle się namachać, aby nie utonąć. Przez całe życie czuję się jak młoda, niedoświadczona podlotka, która wszystko robi po raz pierwszy! W pracy stawiają mi coraz to nowe wymagania, zmienił się bowiem menadżer. Pierwsza myśl to uciec, iść tam gdzie jest łatwiej, gdzie jest milej, gdzie idzie jak po maśle. No ale druga myśl to żeby się nie poddawać i spróbować sprostać nowym wymaganiam...

Bilet do Delhi

Odświeżam stronę lotów już niemalże obsesyjnie. Koniec listopada a ceny wcale nie są takie złe. To nieprawda, że im wcześniej kupisz tym taniej. Ceny skaczą w dół lub w górę każdego dnia, niezależnie od tego kiedy masz lecieć. Po prostu trzeba trafić na ten jeden jedyny, szczęśliwy moment. Moje konto jest wystarczająco na plusie, ale im taniej wystartujesz tym więcej środków masz na resztę wycieczki. Ostatnio sama zwiedzałam turystyczne atrakcje Andhra Pradesh. Teraz chcę tam zabrać przynajmniej kilkoro dzieci z wioski. Mam na to fundusze, które uzbierała ekipa KreAzji, mam bardzo dobrego koordynatora na miejscu, teraz muszę tylko dobrze finansowo wystartować. *** – Kamil zaprasza nas do siebie. To jego urodziny – oznamił małżonek – No to skoczmy po jakiś prezent dla niego – sugeruję, kiedy ruszamy naszym busem spod budynku domu opieki, w którym pracuję. Kamil to nasz serdeczny sąsiad. Można na niego liczyć o każdej porze dnia i nocy. Mąż wybrał na prezent linę do holowania ...

A jednak! Szarawary znów polecą!

Obraz
Dostałam je od Grashki. Przyniosła kiedyś, na próbę zespołu An Najma, takie różne orientalne ciuchy. Pozbywała się ich. I oto one! Od razu wpadły mi w oko. Czerwone, wzorzyste, dwuwarstwowe, szerokie szarawary! Od pierwszego wejrzenia obdarzyłam je szczerym uczuciem przywiązania. Może nie nadawały się na scenę, ale na próbach tańcowało się w nich wybornie. – Ubierasz się stylowo – komentowali Hindusi, kiedy po raz pierwszy zabrałam je do Indii. Nie, ja nigdy się stylowo nie ubierałam. Nie mam pojęcia o modzie i nigdy mnie ona specjalnie nie interesowała. Zawsze jednak sięgałam po taką odzież, która sprawiała mi radochę, która była niepowtarzalna, jedyna w swojm rodzaju, która niosła w sobie jakieś przesłanie. Dlatego często może wyglądałam dziwacznie. Lubiłam ciuchy z „second handu”, z przeceny lub darmowe 🙂 I tak mi zostało do dziś. Szmaty, lumpy, fatałaszki – lubię pogrzebać w starociach, bo zawsze znajdę jakiś „ skarb”. Który to już raz? Piąty! Piąty raz pakuję czerwone sza...

Listopadowe słońce

– Możesz iść na górę – oznajmił mąż wychodząc do pracy. Wgramolilam się po schodach i rozłożyłam w szerokm łożu. Zamknęłam oczy. Sen mnie ogarnął na dobre. Nawet mi się śniło. Kolorowo, ale makabrycznie. Efekt oglądania kryminałów i horrorów. Obudziła mnie jasność przebijająca przez drewniane rolety. Zeszłam na dół, zaparzyłam kawę. Na dworze było słonecznie. Rozsiadłam się na wygodnym leżaku. Na niebie nie było ani jednej chmurki! Jak gdyby to był środek lata ! Słońce grzało cudnie. Skończyłam kawę i grzanki z masłem orzechowym oraz dżemem, doczytałam parę rozdziałów interesującej powieści, polskiej autorki. Lubię polskich pisarzy. Nie lubię książek tłumaczonych na język polski. Lubię naszych. W warringtonskiej bibliotece jest polska półka. Zawsze coś znajdę. Nie lubię książek banalnych, lub jakby żywcem wydrukowanych z bloga…lubię podziwiać kunszt literacki autora. To miło, że ludzie nadal piszą. Ludzie mieli i nadal mają talent. Talent do opowiadania historii – lubię słuchać, lub...

Halloweenowe przemyślenia nad sensem trudzenia się

Halloween – najgłupsze święto na świecie, idiotyzm, a ja muszę brać w tym udział. Taką mam pracę – organizuję czas wolny, dostarczam rozrywki, kulturalnych atrakcji itp. Po dzisiejszym dniu zachciało mi się rzucić to wszystko. Obchodzenie Halloween kłóci się z moim sumieniem, a jednak biorę w tym udział. Ten wewnętrzny dysonans męczy. Zauważyłam, że robię tak wiele rzeczy, które są wbrew moim przekonaniom i zaczynam mieć tego dość. Dzisiejsze, młode pokolenie nie ma problemu, żeby coś uciąć, zrezygnować, porzucić, przerwać. To wynik ciągłego używania Facebooka, Youtuba itp. Nie trzeba być wytrwalym. Jak coś nie pasuje to można to usunąć. Moja mama uczyła mnie, że jak coś zacznę to mam to doprowadzić do końca. Więc męczyłam się z trudnymi życiowymi zadaniami, wyzwaniami itd Dzisiejsze pokolenie idzie na łatwiznę. Po co się męczyć? Jak coś jest za trudne to się to zostawia i szuka tego co lepiej idzie. I wiecie co? Zaczynam też tak myśleć… Zmęczyły mnie trudy i przeszkody życia…...

Nic nie mogę zaplanować

Ostatnie dwa miesiące obfitowały w różne sytuacje, okoliczności, nagłe zwroty biegu życiowych zdarzeń itp, że stwierdziłam iż niczego nie mogę zaplanować! Nic nie wychodzi tak jak liczyłam. Nic nie jest pewne. Nawet nie chodzi czy to są złe czy dobre wydarzenia. Zaskakuje mnie po prostu to, że nic nie idzie po mojej myśli. Jakby pojazd sam jechał gdzie chce, pomimo że usilnie staram się nim kierować. Szczególnie w odniesieniu do działań mojej fundacji – wszystko umyka, wyślizguje się. Mój styczniowy wyjazd do Indii też jest pod wielkim znakiem zapytania. Ale może to dobrze. Może muszę stanąć obok, podrapać się w głowę i zatrzymać na chwilę, aby wyciągnąć wnioski. Nie lubię uchodzić za osobę niesłowną i niewiarygodną, a niestety takie ostatnio sprawiam wrażenie. Nic z tego co mówię innym, że zamierzam zrobić – nie wychodzi! I to nie z mojej winy. Po prostu okoliczności tak bardzo przeszkadzają w realizacji zamierzeń. No nic, tragedii żadnej nie ma. Widocznie tak czasem w życiu bywa.

Mam bzika jak stąd do równika

Orientalnie zakręcona – zakręcona na punkcie Indii, a dokładniej na punkcie jednego stanu – Andhra Pradesh. Odkąd w lutym wróciłam z mojej czwartej podróży nie ma dnia, abym nie myślała o ludziach, miejscach i wydarzeniach z drugiego krańca świata. Znasz ten stan? Czy jest coś takiego w Twoim życiu o czym bez końca rozmyślasz? W każdym bądź razie na horyzoncie pojawia się kolejna wyprawa. Tym razem będzie hip-hopowo- street dancowo. Zabieram Joe Price – instruktora i choreografa z Manchesteru, który z przyjemnością poprowadzi warsztaty taneczne dla dzieci w Rajapudi. Kto jeszcze poleci? Oto jest pytanie. Wycieczka trwa aż trzy tygodnie, trzeba mieć trochę grosza na ten cel, no i jedziemy w niepopularne miejsca, wiejskie tereny, dzicz, z dala od cywilizacji. Wyprawa tylko dla koneserów, więc wzięcia nie ma. Ale nie szkodzi. Nawet jeśli będę tylko ja i Joe, to i tak będzie git. Tamtejsze dzieci na pewno wiele wyniosą. Raczej nie będzie im dane w życiu polecieć do Europy, do Anglii, do ...

Jestem pracownikiem kulturalno - oświatowym

Język polski jest naprawdę skomplikowany. Pracownik kulturalno-oświatowy – ta nazwa została wymyślona za czasów PRL-u. O wiele prostsza jest angielska nazwa: activities coordinator. Czyli osoba organizująca i przeprowadzająca przeróżne zajęcia. W Polsce funkcjonuje też nazwa: animator czasu wolnego – też dziwaczna uważam. Lubię angielskie słowo : activities – aktywności, zajęcia. Bo każdy człowiek ma swoje określone zainteresowania, pasje, hobby. I to jest to co nas nakręca! Kiedy podstawowe potrzeby są zaspokojone każdy z nas ma te wtórne, tzw dla duszy . Jeden lubi muzykę, taniec , sport, inny podróże, inny dom, ogród, jeszcze inny filmy, teatr, muzea – mogłabym wyliczać bez końca. Od miesiąca pracuję w domu opieki jako taki pracownik kulturalno-oświatowy. I to jest to! Jestem na właściwej ścieżce. Organizowanie czasu wolnego, aktywizowanie podopiecznych sprawia mi wiele radości. Pomimo podeszłego wieku i wielu ograniczeń spowodowanych kondycją psychofizyczną ( większość t...

Bloguję więc jestem

Nareszcie mogę napisać parę słów na moim blogu! Ostatni wpis był w styczniu. Przed moim wylotem do Indii! Pół roku minęło, aż udało się naprawić usterkę 😉 Nie, nie będę opisywać wydarzeń z ostatnich miesięcy. Może w kolejnych artykułach ukażą się pewne reminiscencje. Jeśli chodzi o Indie – wyprawa była fantastyczna. Zwiedziłam więcej niż w poprzednich latach. Warsztaty tańca kathaku, które przeprowadził Artur Przybylski wypadły doskonale. Zdjęcia i filmiki można obejrzeć tutaj Teraz mamy sierpień. Już przygotowuję kolejną wyprawę do Indii! Tym razem z terenu UK. Także tutaj otwieram oddział mojej Fundacji. Trąbi się o Brexicie, a my się w Warrington zadomowiliśmy . Mam pracę, którą bardzo lubię. Śpiewam, gram, tańczę, bawię się i tworzę razem z osobami starszymi cierpiącymi na demencję. Wielką nagrodą jest widzieć ich uśmiechnięte twarze, szczerą radość i zadowolenie. Jestem pracownikiem kulturalno-oświatowym. Idealna praca dla mnie! Zmieniłam dietę – nareszcie. Warzywa ...

Ostatnia prosta - pakowanie

Wizę do Indii załatwia się teraz zupełnie inaczej. Formularz trzeba wypełnić online, dodać skan zdjęcia i paszportu, zapłacić kartą i poczekać. Ja czekałam tylko kilkanaście godzin i otrzymałam maila, że moje podanie o wizę zostało pozytywnie rozpatrzone. Przed wylotem trzeba wydrukować potwierdzenie i okazać na lotnisku w Indiach – tym razem ląduję w Bengalore. Tymczasem jestem na ostaniej prostej – pakuję torbę podróżną. Wybrałam Air Asia z Bengalore do Visakhapatnam i mogę mieć bagaż do 32 kg. Bardzo się cieszę, gdyż do tej pory latałam liniami, gdzie był limit 20 lub 15 kilo na linie krajowe. Wiem….mam wiecej niż dwa tygodnie, a już się pakuję…. Tak już mam. Zawsze muszę się dobrze przygotować i nie cierpię robienia wszystkiego na ostatnią chwilę. Kiedy bukowałam bilety powrotne, to kupiłam lot o 24 godziny wcześiejszy, czyli zamiast 13-go wylatywać, to wylatuję 12-go….no ale już zmieniono godziny przylotu do Bengalore więc będę czekać tylko 20 godzin. 😉 😉 No bo nie sztu...