Indie twardy ugór
Minęło dwa lata odkąd założyłam Fundację. Zapowiadało się wspaniale. Szliśmy jak burza. Niestety w Indiach napotkaliśmy twardy ugór.
W czterech miejscach zaczęłam pracę, i dziś mogę powiedzieć, że nie udało się. Powód? Zderzenie mentalności europejskiej i indyjskiej, działalność na odległość, brak zażyłych, przyjacielskich relacji.
Moje założenie było takie, że skoro ludzie mianują się chrześcijanami, pełnią pastorskie funkcje to będą uczciwi, przejrzyści, transparentni. Niestety bardzo się myliłam. Normalną sprawą dla nich było ukrywać i zatajać fakty, preparować historyjki chwytające za serce, byle tylko zdobyć finansowe wsparcie, nierzetelne rozliczać się z wydatkowania środków finansowych. Dodatkową przeszkodą były różnice kulturowe, częste obrażanie się, unoszenie honorem itp.
W tej chwili jestem zniechęcona. Straciłam zapał do pracy w Indiach.
Nie straciłam zapału do pracy z dziećmi indyjskimi, ale rozczarowana jestem tamtejszymi liderami, ludźmi prowadzącymi organizacje. Dzieciaczki są wspaniałe….ale wyrastają w tamtejszych warunkach i uczą się tego samego, powielają wzorce przekazywane im przez starszych.
Tęsknię za Andhra Pradesh, za tamtejszą przyrodą, krajobrazami, za oceanem indyjskich, za Visakhapatnam….
Pokochałam południowe Indie.
Nie wiem kiedy i do kogo tam wrócę. Działalność ma tylko sens kiedy jest się tam na miejscu, żyje i przebywa wśród tamtejszych ludzi – wtedy dopiero można efektywnie działać…Indie odkładam na półkę.
Komentarze
Prześlij komentarz