WEMP Indie 2015 z przygodami - kokosowa rodzinka

Udało mi się zrobić dziewczynom wielką niespodziankę. Po przyjeździe na miejsce zastaliśmy tam już Ashisha. Patrycja poznała go wcześniej, poprzez Facebook. Ogromne zdumienie jakie pojawiło się na jej twarzy – bezcenne. Kovvur jest na samym południu Indii, natomiast Ashish jechał z Allahabadu, z samej północy. My podróżowałyśmy dwa dni samolotami z Europy, a on dwa dni po Indiach, pociągami. Prawie w tym samym momencie dotarliśmy na miejsce. Mój, młody indyjski wolontariusz przyjechał z gitarą, aby poprowadzić warsztaty gitarowe z chętnymi. Okazał się niesamowicie równym gościem, kumplem dla dziewczyn, kompanem do przeróżnych zabaw z dziećmi. Właśnie te zabawy z dzieciakami najbardziej go uszczęśliwiały. W Indiach mało kto gra na gitarze, tak więc Ashish wzbudzał wielkie zaciekawienie, a muszę przyznać, że gra nie byle jak. Naprawdę dobrze i śpiewa też świetnie. Zdobył serca tutejszych mieszkańców. Szczególnie jeden młody człowiek zachwycił się Ashishem i zapałał chęcią zgłębiania tajników gry na gitarze. Zaczęło się od tego, że przyszedł pewnego popołudnia naprawić nam komputer, a skończyło się na tym, że dostał od Fundacji nową gitarę w prezencie i życzenia powodzenia w nauce gry na niej. Uskrzydlamy młode talenty! Jako grupa wolontariuszy zgraliśmy się i żyliśmy sobie razem, bezkonfliktowo. Chociaż nocne rozmowy młodych były dla mnie wielką próbą. Generalnie miałam szczęście, bo wszyscy byli bardzo grzeczni, ustępliwi, i mogliśmy się we wszystkim dogadać, ale w nocy to ja chciałam spać! Wanda również. Natomiast pozostała czwórka lubiła siedzieć do rana i zaśmiewać się wniebogłosy. Do północy – to jeszcze pół biedy…jakoś dawałam radę…Po trzeciej hindusi zaczynali czcić swoje bożki śpiewem, na ulicy zaczynało się robić gwarno, motocykle trąbić…. To parę godzinek snu było na wagę złota. Do tego walka z komarami….Pewnej nocy obudziły mnie szczególnie głośne śmiechy. Była godzina druga. Wyszłam na balkon. Moja kochana ekipa z dachu naszego domu przedrzeźniała przechodniów na ulicy. Ktoś tam zagadał – małpowali jego głos, ktoś zakaszlał – zakaszleli i oni….. – W tej chwili do łóżek ! No to już przesada! – wychyliłam się z balkonu, naprawdę wkurzona i pogoniłam ich do spania. Moje młodziutkie, śliczne dziewczyny…. najbardziej chodziło mi o ich bezpieczeństwo. A skąd ja wiem jak takie nocne zaczepki mogą się potem skończyć? Nie posłuchali. Gadali głośno do rana. Byłam na nich wściekła i nie odzywałam się o poranku. No, ale wyrazili skruchę i chęć poprawy. Przeprosili. Udobruchali mnie. Złota młodzież. Ashish był tylko kilka dni, ale cała czwórka zdążyła się bardzo zżyć. Stwierdzili, że są kokosową rodzinką. A ja się cieszę, że podczas tej naszej wyprawy zawiązały się nowe, przyjacielskie więzi pomiędzy młodymi ludźmi z dwóch różnych kultur, z dwóch różnych krańców globu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niespodziewane przeprosiny "pana bajkopisarza"

Wspomnienia z wizyty w Aarti Home w Kadapie, w Indiach

Dlaczego przestałam podróżować?