Niezapomniane chwile w Nakkapalli
Przepiękny poranek. Wychodzę na dach, obserwuję okolicę, mieszkańców podążających w obie strony, ruch na autostradzie, w oddali jezioro, góry, a nade mną kokosowe palmy. Praveen przychodzi i przynosi dwa plastikowe, bardzo wygodne krzesła. Usadawiamy się na nich i kontynuujemy wczorajszą rozmowę. Poruszamy drażliwe wątki. Lakshmi przynosi nam słodką i bardzo mleczną kawę. Jest jego bliską przyjaciółką, pomaga mu w prowadzeniu organizacji. Sprawia wrażenie cichej, spokojnej, z łagodnym uśmiechem na ustach. Praveen bardzo liczy się z jej zdaniem.
– Prosiłem dyrektora szkoły, aby dzieci mogły pisać egzamin dziś rano, ale on nie zgodził się i muszą pisać o godzinie trzeciej po południu. On wie, że jesteśmy chrześcijanami i dlatego tak nas traktuje. Specjalnie utrudnia życie….
Czekamy więc na dzieci aż do popołudnia, kiedy to przyjdą ze szkół.
W Nakkapalli jest silny ośrodek hinduistyczny, duża świątynia Sri Vekanteshwara Swamy na pobliskim wzgórzu, dokładnie w osadzie Upamaka.
Chrześcijanom nie żyje się tutaj łatwo, ale też nie najgorzej. Odważnie wyznają swoją wiarę.
Generalnie zaobserwowałam w Indiach pokojową koegzystencję wyznawców hinduizmu i chrześcijaństwa. Żyją wspólnie a nawet przyjaźnią się. Prości ludzie, hindusi są bardzo otwarci na chrześcijan. Tak sobie myślę, że skoro w hinduizmie jest 330 milionów bożków, to co za różnica dla nich, że my wyznajemy Jezusa. Jeszcze jedno bóstwo dla nich. W każdym bądź razie można dzielić się swobodnie z nimi swoją wiarą. Oni i tak będą czcić swoich bożków….
Podpisujemy z Praveenem umowę dotycząca współpracy, w dwóch egzemplarzach. Uścisk dłoni , zgoda i serdeczne uśmiechy. Lakshmi też jest szczęśliwa. Umowy podpisałam również z Ravim w Dommeru i Kanthim w Prathipadu. Teraz jest wszystko na papierze, co i jak. Mam nadzieję, że kolejnych nieporozumień nie będzie.
W oczekiwaniu na powrót dzieci ze szkół jedziemy do pobliskiego, dużego miasta – Tuni. Odwiedzamy ciocię i wujka Praveena. Idziemy też na zakupy. Do tej pory nie kupiłam swoim dzieciom żadnych prezentów.
Adam jest uszczęśliwiony i wniebowzięty, bo Praveen kupił mu i podarował bardzo ładną, indyjską kurtę. Ja dostałam kolejne anarkali, ale tym razem chciałam proste i bez ozdób. Trudno z tymi Hindusami, jak się uprą to muszą cię obdarować i tyle.
Po południu jedziemy do wioski za wzgórzem – Upamaka. Tam mieszkają dzieci. Wpadamy, rozdajemy balony i cukierki. Wyciągam mały głośniczek i zaczynam taneczne zabawy z nimi. Radości jest co niemiara! „Kaczuchy” mają największe wzięcie!
Czas na zajęcia plastyczne. Szablony serduszek ozdabiają wydzieranką z kolorowego papieru, do tego przyklejają ogony z kolorowej bibuły. Przyczepiam gotowe prace na murach rozpadającego się, ceglanego budynku i już jest troszkę weselej.
Jędrek prowadzi warsztaty komiksowe ze starszymi dziećmi. O dziwo są tutaj niezwykle utalentowane dzieci. Perełki ! Rysunki są wyjątkowo ciekawe, bogate w szczegóły, pomysłowe. Oj, nie można ich zostawić tutaj z ich talentem…. warto, warto ich wspierać, aby mogły się rozwijać…
Ściemniło się bardzo szybko, a chcieliśmy jeszcze wejść na wzgórze, gdzie mieści się hinduistyczna świątynia i zobaczyć widok na Nakkapalli.
Wparowałam na górę jak z procy, ale zdążyło się w tym czasie zrobić całkiem ciemno. W oddali widzieliśmy więc tylko światła. Postanowiłam, że jutro rano przed odjazdem muszę tu przyjść i porobić zdjęcia.
***
Leniwy poranek, wszyscy smacznie śpią, a mnie rozpiera energia. Idę na dach, patrzę na okolicę. Za chwilę opuszczę to miejsce. Ogarnia mnie nostalgia, smutek. Mam do tego miejsca jakiś niewyjaśniony sentyment…
Nie ma co się mazać. Doskakuję do roweru, którym Vekantesh codziennie dojeżdża do fabryki i usiłuję majstrować przy nóżce blokującej pojazd. Co za sprytne urządzenie! Szarpię się z nim, ale ani rusz!
Praveen słysząc hałas wychodzi na ganek i patrzy na mnie z nieukrywanym zdumieniem.
– Chciałam tylko skoczyć na wzgórze i porobić parę zdjęć.
Nie zastanawiając się, ściąga pokrowiec ze swojego motocykla i odpala go.
– Wskakuj! -krzyczy do mnie.
Dwa razy nie trzeba mnie namawiać. Motocyklem o wiele szybciej niż rowerem.
Do świątyni prowadzi ponad trzysta schodów. Bez problemu je pokonuję, natomiast Praveen co pięć schodków przystaje, sapie, blednie. Naprawdę źle wygląda. Chwytam do za rękę i wspinamy się dalej razem.
– I kto tutaj jest stary? – śmieję się z niego, bo kondycję ma naprawdę kiepską.
Już w połowie drogi zatrzymuję się i obserwuję zapierające dech w piersiach widoki. Przy świetle dziennym widać malowniczą krainę, po prostu jak z bajki! Las palmowy, jezioro, budynki Nakkapalli, a w oddali góry.
Idziemy wyżej i jest jeszcze cudowniej ! Ukwiecone drzewa po obu stronach potężnych schodów, roślinność jak z innej planety, kolorowe wieżyczki świątynne pod nami. Urok tego miejsca sprawia, że zapominam o całym świecie… A może to ta hinduistyczna świątynia przy której się znajdujemy tak działa?
Atmosfera robi się romantyczna….Opamiętuję się.
Nie ma co! Spadam stąd! Zbiegam na dół w kilkanaście sekund. Praveen stoi na górze i śmieje się ze mnie. Ale teraz sam musi pokonać setki schodów, więc mina mu rzednie.
Z tej wycieczki na wzgórze mam kilka najpiękniejszych zdjęć.Okolice Nakkapalli mają swój specyficzny urok….
Komentarze
Prześlij komentarz