Warsztaty kathaku z Arturem w Dommeru - cz.3

Tym razem poszłam spać wcześniej – zasnęłam z Hindusami. Wstałam też razem z nimi, czyli przed czwartą. Poobserwowałam sobie jak rozpoczyna się poranek w Kovvuru. Sklepikarze otwierają swoje maleńkie składziki, w których sprzedają tysiące drobiazgów i przeterminowaną żywność. Straganiarze i uliczni kucharze rozkładają swoje wozy, rozpalają ogień, rozgrzewają olej, gotują słodką kawę. Śpiewy i modły rozbrzmiewają z maleńkiej świątynki. Zapachy, muzyka, dźwięki klaksonów, zgiełk i gwar uliczny narastają. Czas na kawę. Schodzę na dół. Walę w drzwi, bo chłopaki zamknęli na skobel od wewnątrz. Jędrek otwiera zaspany i z powrotem wskakuje do łóżka. Dobrze jest być młodym i móc spać jak suseł. Mleka nie ma. Popijam więc małą czarną. Ravi wpada zaaferowany. – Jest strajk! Zajęcia w szkole odwołane. Stan Andra Pradesh ma się podzielić na dwie części i ludzie się sprzeciwiają! – Ze względu na Artura zajęcia muszą się odbyć. Powiedz dzieciom, aby przyszły do budynku kościoła. Zrobimy dziś tylko zajęcia taneczne. – Ok, dobrze. Tuk-tuk będzie na was czekał pod domem – mówi Ravi i odjeżdża na motocyklu. Po godzinie chłopaki są gotowi do wyjścia. Adam oczywiście w swoim zielonym polarku, Artur wyszorowany, pachnący ubrany w starannie wyprasowaną kurtę – gotowy na zajęcia. Podchodzi do nas kierowca tuk- tuka i zaprasza do autka. Wsiadamy i udajemy się do Dommeru. Na miejscu okazuje się, że nasz kierowca cały czas czekał na poboczu, a do szkoły przywiózł nas ktoś inny, kto sobie zarobił. – Trzeba było gości samych nie zostawiać – myślę sobie o Ravim, lekko niezadowolona. Skąd mieliśmy wiedzieć, które autko jest dla nas? – Dla was jest wykupiona motoriksza z obrazem Jezusa przy kierownicy i tylko nią macie jeździć. – objaśnia Ravi W budynku kościoła dzieciaki już czekają. Podłączam swój pendrive do wielkiego głośnika i zaczynam pół godziny tanecznej rozgrzewki z dzieciarnią. Bawię się przy tym przednio! Waka waka – Shakiry, Kaczuchy, argentyńska zabawa Chu chua, śląski Grozik, a na koniec krakowiak! – Patrz Adam, łapią kroki w kilka sekund! – dzieciaki mają wielkie poczucie rytmu i bez problemu dosuwają nóżkę do nóżki przy dźwiękach krakowiaka. Nawet tańczenie w parach nie sprawia im problemu. Biorę Adama i demonstruję krakowski taniec. Frajdy i zabawy jest co niemiara! Kiedy już brakuje mi tchu przekazuję pałeczkę Arturowi. Dzieciaki są rozgrzane, więc czas na kathak. Artur bardzo profesjonalnie wyjaśnia im zasady, powtarza sekwencje z poprzedniego dnia, uczy nowych figur. Tematyka dostosowana do dziecięcego wieku. Układ nie jest jednak najłatwiejszy, ale dzieciaki łapią bardzo szybko ! Są niesamowicie zdolne ! Nie możemy wyjść z podziwu nad ich talentem i dobrą pamięcią! Staram się też powtarzać ruchy rąk i nóg w kathaku razem z Arturem i dziećmi. Bardzo lubię ten taniec więc sama też korzystam z warsztatów. Jędrek zajął się grą na bębnach. Dziś nie miał żadnych zajęć z dziećmi z powodu strajku. Wróciliśmy wcześniej po zaraz po lunchu. Leniwe popołudnie. – Trzeba kupić mleko – stwierdzam stanowczo. Ravi prowadzi nas poprzez miejskie uliczki. – Tak trudno kupić jest tutaj mleko? – zadaję retoryczne pytania obserwując wylegujące się białe krowy na poboczach. Zatrzymujemy się przed małym domkiem wciśniętym w kamienice, otoczonym wysokim murem. Wchodzimy do przedsionka. Wita nas starsza kobieta, w skromnym sari. Ravi wymienia z nią grzeczności, po czym kobieta znika w głębi, aby za chwilę przynieść dwa półlitrowe woreczki mleka. Nagle do przedsionka wchodzi wielka, biała krowa. Wsadza swoją głowę w futrynę drzwi. Odskakuję na bok przerażona. -Ona chce, aby jej dać jeść – komentuje Ravi. Nie słuchając go wskakuję na mur i chcę przeskoczyć na drugą stronę. – Sylka, zejdź z tego muru! Krowa zaraz odejdzie, musimy tylko poczekać. Zreflektowałam się, że nie mam dziesięciu lat i że kobieta czterdziestotrzyletnia nie wygląda dobrze wisząc na murze. Zeskoczyłam z powrotem. Otrzepałam kurz. Staliśmy jeszcze chwilę patrząc na krowę. Znudziło się jej wyczekiwanie na jakiś kęs i odeszła. Odeszliśmy i my w pokoju.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niespodziewane przeprosiny "pana bajkopisarza"

Wspomnienia z wizyty w Aarti Home w Kadapie, w Indiach

Dlaczego przestałam podróżować?