Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2014

Rodzinny Dom Dziecka w Prathipadu - cz.2

Obraz
A my chcieliśmy zobaczyć miasto, kupić jakieś słodkości dla dzieciaków. Moje skórzane klapki, kupione w obuwniczym w Kątach Wrocławskich, znowu się rozleciały. A sprzedawca dawał na nie dwa lata gwarancji! Nie wytrzymały nawet miesiaca. Kupiłam w Kovvuru klej, który “ Sklei wszystko oprócz złamanych serc”. Niestety klapki po sklejeniu dalej się rozpadały. Słodycze zostały skrupulatnie rozdane każdemu dziecku. A żeby im jeszcze dogodzić to wyciągnełam przywiezione z Polski suszone drożdże i usmażyłam racuchy. Posypałam cukrem pudrem, świeżo zmiksowanym w tutejszym mikserze. Oj smakowało, smakowało ! Pastor Kanthi mieszka ze swoją żoną i trójką córek w niewielkim domu. Do jest własnościa jego szwagra. Małżeństwo przyjeło pod swój dach dwadzieścioro ośmioro osieroconych dzieci. Żyją z datków. Jest tutaj bardzo biednie….bardzo brudno….ale bardzo wesoło. Czujemy, że Ci ludzie mają wielkie serce i są naprawde oddani tym dzieciom. Rytm życia w sierocińcu przebiega ściele wg ustalonego planu. ...

Rodzinny Dom Dziecka w Prathipadu - cz.1

Obraz
Adam zaczął marudzić : a że za krótko pobył z Pravalliką, a że wszystko takie niezorganizowane, a że więcej chciał pozwiedzać, a że Jenna uciekł mu z bakiem pełnym paliwa i nigdzie go nie zawiózł…miau…miau…miau… Nos wykrzywiony, usta w podkówkę, kłapie szczęką jak kukła z Muppet Show. Patrzę na niego popijając popołudniową kawę i momentalnie chwytam za telefon. Wciskam numer do pastora Kanthiego z Prathipadu. – Kanthi? Tu Sylka. Postanowiłam skrócić pobyt w Dommeru. Strajki są, nie ma zajęć, nie mamy co robić. Możesz po nas jutro przyjechać? Uzgodniłam z pastorem, że rano po nas przyjedzie do Rajahmundry i zabierze do Prathipadu. Adam patrzy nam mnie z uszczęśliwionym wzrokiem. – No powiem Ci Sylka, że to dobry ruch…to jest bardzo dobry ruch…. *** Po raz ostatni mijamy najdłuższy most na rzece Godavari. Tuk-tuk podskakuje na każdej nierówności ,a my razem z nim . Pastor Kanthi przyjeżdża po nas niewielkim autkiem. Milcząc drapie się po głowie widząc nasze bagaże. – Mówiłam ci, że ma...

Krakowiak i sari

Obraz
19 luty 2014 – Kilka dni temu Indira weszła do mojego pokoju machając pllikiem banknotów zwiniętym i trzymanym kurczowo w dłoni. Kiwnęła na mnie głową z wyrazem twarzy nie znoszącym sprzeciwu i oznajmiła, że idziemy na zakupy. Wiedziałam już co się święci. Na pewno chce mi kupić sari. I nie myliłam się. Pozostawiwszy obuwie na zewnątrz weszłyśmy do niewielkiego sklepiku i zasiadłyśmy na potężnym, wygodnym materacu zajmującym całą powierzchnię . Ciekawy sposób sprzedaży. Klient musi się czuć wygodnie, może siedzieć, leżeć – ważne aby znalazł to czego szuka i był zadowolony. Bardzo mi się to spodobało. Sprzedawcy klęczeli na materacu razem z nami i co chwilę podawali nowe pudełka z kolorowym materiałem. Wiedziałam, że moje protesty na nic się nie zdadzą, Indira się uparła, aby mnie obdarować. – Jak chcesz mi kupić sari, to takie do chodzenia na codzień. Nie chcę takiego jak na wesele, chcę takie w jakich indyjskie kobiety się ubierają do codziennych zajęć. I niech będzie różowo-ziel...

Warsztaty plastyczne i zabawy taneczne w Dommeru - cz.3

Obraz
Wtorek, 18 lutego – dziś postanowiłam zrobić z dziećmi upominki dla darczyńców. W ruch poszły paski bibuły, które dzieci przyklejały w ramkę dookoła kartek, następnie rysowały pisakami co chciały : kwiaty, indyjskie flagi ,postaci itp. Na koniec malowały ornamenty złotą lub srebrną farbą na przyklejonej bibule. Po raz kolejny widziałam iskierki radości w ich oczach, sama też byłam zachwycona wykonanymi pracami, chociaż dla europejskiego odbiorcy mogą nie wydawać się zbyt atrakcyjne. Dzieci nie mają możliwości się tutaj twórczo rozwijać, gdyż zajęć plastycznych praktycznie nie ma na co dzień. Jedynie jakieś kopiowanie obrazków z książek. Dziś dzieci wykonywały po kilka prac, nienasycone twórczo. Jędrzej prowadził warsztaty z tworzenia komiksu ze starszą grupą i tutaj też dzieci ochoczo pracowały. Jestem dumna z mojego syna, że tak dobrze sobie radzi, ma bardzo dobry kontakt z dziećmi i młodzieżą. Widać, że wkłada całe swoje serca w to co robi. Adam gdzieś mi umykał. Nie wiem co pora...

Warsztaty plastyczne i zabawy taneczne w Dommeru - cz.2

Obraz
Kilka dni temu Ravi chciał nam ugotować ryż z curry na kolacje, ale pojechaliśmy odwiedzić Indirę i zrezygnowaliśmy z jego pomysłu . Jednak ryż moczył się w wodzie przez kolejne dwa dni i jak to mówią „prawie chodził”. Szkoda mi było go wyrzucić, postanowiłam wykorzystać do zajęć plastycznych. Wypłukałam porządnie cuchnące ziarna , po czym zafarbowałam je na przeróżne kolory. Suszyły się na balkonie rozsypane na gazetach. Na brystolowym arkuszu Jędrek narysował markerem palmy, wodę, słońce i napis ” Welcome to India”. Grupa starszych dzieci smarowała specjalnym klejem ( typu Wikol), a następnie sypała kolorowy ryż na kartkę. Tym sposobem powstała bardzo ciekawa praca. Nauczycielki kiwały głowami z podziwu. Takiego wykorzystania ryżu bowiem nie znały. W międzyczasie w dwóch pozostałych grupach w szkole odbywało się też wypelnianie rysunku na brystolu, ale kolorowymi, styropianowymi kulkami „Made in India”. Pracochłonne zajęcie, więc nie wymagałam precyzji. Chciałam tylko zainspirować ...

Dzień Pański w Dommeru

Obraz
Dziś niedziela – 16.02.2014. Jedziemy na nabożeństwo. Tak jak w tamtym roku tak i w tym na podłodze w budynku kościoła leżą dwie wielkie płachty. Kobiety przychodzą i siadają ze skrzyżowanymi nogami. Próbuję i ja, ale po paru minutach nogi mi cierpną. Siadam na kolanach. Też mi nogi cierpną. Wiercę się. Na szczęście poproszono mnie, abym usiadła na podium na krześle. Krzesło – moje wybawienie. Choć na podium siedzieć nie cierpię. Przez megafony umiejscowione na dachu rozlegają się śpiewy i modlitwy na całą wieś. Mężczyźni siedzą na zewnątrz na plastikowych krzesłach. Na sali są prawie same kobiety i dzieci.Śpiewają, modlą się na głos. Jako goście zostaliśmy po kolei poproszeni o zabranie głosu. Oczywiście wywołano najpierw Adama, jako że to mężczyzna, a mężczyznom okazuje się większy szacunek w Indiach niż kobietom. Adam nie miał za wiele do powiedzenia. – Hello, I am blondon, from city London ! – oznajmił śmiejąc się i machając do zgromadzonych, nieco zdziwionych jego krótkim wys...

Warsztaty plastyczne i zabawy taneczne w Dommeru - cz.1

Obraz
W szkole zrobiło się kolorowo. Jaskrawozielone i jaskraworóżowe kartki leżą na podłodze, na piętrowych łóżkach. Obok nich dzieci ze skrzyżowanymi nogami. Każde trzyma w ręce pędzel i zanurza go w maleńkich farbkach. -Najpierw trzeba pędzelek wsadzić do wody, potem delikatnie nałożyć farbę i na kartkę – instruuję maluchów jak trzeba malować. Malowidła nie są wyszukane, schematyczne, proste. Ale nie ma co się dziwić, te dzieci na co dzień takich zajęć nie mają, więc nie mogą kształcić swoich umiejętności. Wodę musiałam nalać do blaszanych kubków, z których dzieci piją w szkole. Rano miałam w ręce torbę z jednorazowymi kubkami, ale wyrzuciłam ją razem ze śmieciami na wielka stertę odpadów znajdującą się koło domu. Czyżby początki demencji? Ehh, nie będę krakać…. Teraz muszę improwizować… Blaszane kubki porządnie wypłuczę wodą ze studni i dzieciaki będą mogły znowu z nich pić. Nauczycielki są zachwycone, malują razem z dziećmi. Wygląda to jak terapia grupowa. Wszyscy zadowoleni, z przykle...

Warsztaty kathaku z Arturem w Dommeru - cz.4

Obraz
Wspominam wczorajszy wieczór spędzony u Indiry. Jej promienny uśmiech mam cały czas przed oczami. Stęskniłam się za nią i jej rodziną. Rok szybko minął i mogłyśmy się ponownie zobaczyć. Nauczyła się podstaw j. angielskiego więc porozumiewałyśmy się o wiele lepiej niż tamtym razem. Przywiozłam balony, polskie słodycze, ale gromada dzieciaków mieszkających w sąsiedztwie, która nagle pojawiła się u Indiry rozdrapała wszystko w mig. Atmosfera była przebojowa, mój Jędrek i Artur wygłupiali się z dzieciarnią, robili sobie sesję zdjeciową. Dzieciaki szczypały naszą białą skórę, Smiley – córka Indiry szczypała mnie w policzki, aż do bólu. Zachwyceni byli naszą białą karnacją! – Czarna skóra brzydka, biała piękna – mówiła Indira, a także sąsiadki które przyszły, pokazując z dezaprobatą na swoje „czekoladowe” ręce. Nie mogłam się z nimi zgodzić. Ich skóra jest gładka, bez widocznych przebarwień i skaz, egzotyczna. Zupełnie nie rozumiem dlaczego mają kompleksy? Zostałam wdrożona do tute...

Warsztaty kathaku z Arturem w Dommeru - cz.3

Obraz
Tym razem poszłam spać wcześniej – zasnęłam z Hindusami. Wstałam też razem z nimi, czyli przed czwartą. Poobserwowałam sobie jak rozpoczyna się poranek w Kovvuru. Sklepikarze otwierają swoje maleńkie składziki, w których sprzedają tysiące drobiazgów i przeterminowaną żywność. Straganiarze i uliczni kucharze rozkładają swoje wozy, rozpalają ogień, rozgrzewają olej, gotują słodką kawę. Śpiewy i modły rozbrzmiewają z maleńkiej świątynki. Zapachy, muzyka, dźwięki klaksonów, zgiełk i gwar uliczny narastają. Czas na kawę. Schodzę na dół. Walę w drzwi, bo chłopaki zamknęli na skobel od wewnątrz. Jędrek otwiera zaspany i z powrotem wskakuje do łóżka. Dobrze jest być młodym i móc spać jak suseł. Mleka nie ma. Popijam więc małą czarną. Ravi wpada zaaferowany. – Jest strajk! Zajęcia w szkole odwołane. Stan Andra Pradesh ma się podzielić na dwie części i ludzie się sprzeciwiają! – Ze względu na Artura zajęcia muszą się odbyć. Powiedz dzieciom, aby przyszły do budynku kościoła. Zrobimy dziś tylko ...

Warsztaty kathaku z Arturem w Dommeru - cz.2

Obraz
Wstaję poobijana. Od leżenia ma macie mam siniaki po obu stronach bioder. Do godziny pierwszej w nocy ładowałam fotki na Facebooka, delektując się ciszą panującą na zewnątrz. Ledwie przymknęłam oczy obudził mnie hałas bębnów, śpiewy, muzyka grająca na cały regulator. Wybiegłam na balkon. Która to godzina? Trzecia trzydzieści w nocy?! Zdrzemnęłam się tylko dwie godziny?! A Hindusi już wstają? Niemożliwe! Niestety, bardzo możliwe. Nasz dom usytuowany jest obok hinduskiej świątynki. Przed świtem wyznawcy szli w procesji, aby czcić swojego boga. Zamknęłam oczy, naciągnęłam śpiwór na uszy i próbowałam zasnąć. Z marnym skutkiem. Hałas dobiegający z ulicy tylko narastał. Miasto budziło się do życia. Gotuję czarną kawę na dwupalnikowej kuchence podłączonej do butli gazowej. Mamy chleb kupiony w Delhi, pasztet i szynkę konserwową przywiezioną z Polski, marmoladę i krem czekoladowy z Biedronki – również z ojczyzny. Ravi przynosi mleko w półlitrowych woreczkach, tak jak go prosiłam poprzedni...