Posty

Wyświetlanie postów z 2014

1,5 roku Fundacji

Już minęło 1,5 roku odkąd założyłam Fundację Dzieci Orientu. To ciągle małe dziecko, ale już zaczyna stawiać pierwsze śmiałe kroki. Adopcja serca w Indiach to kluczowa działalność. Indyjskie sieroty z dwóch sierocińców są teraz pod naszymi skrzydłami. Chcemy wybudować nową szkołę dla sierot w Dommeru. Chcemy ich odwiedzić i dać wiele frajdy oraz inspiracji podczas artystycznych warsztatów – WEMP Indie 2015. W Pakistanie koncentrujemy się na losie kobiet i dzieci. Pomagamy wdowom i sierotom, ubogim rodzinom, wspieramy Centra Krawieckie. Chcemy widzieć w tym kraju silne i szczęśliwe kobiety oraz zadowolone dzieci. Mamy dwa projekty w Sargodzie „Dozywianie wdów i sierot” oraz w Khaliq Pura ” Dożywianie najuboższych dzieci”. Również w Pakistanie rozpoczynamy „Projekt Dhol” mający na celu rozwój i promocję kultury Punjabu, poprzez fundowanie uzdolnionej młodzieży gry na instrumencie dhol oraz naukę tańca bhangry. W miarę możliwości staramy się reagować na wszelkie nagłe tragedie c...

Dziecięce rączki mogą wyprodukować dużo cegieł

Obraz
Przybyłam do Khalipura, koło Multan, aby spędzić miło czas z bardzo interesującą osobą, która zajmuje się m.im edukacją kobiet. Zaplanowałyśmy posiedzieć w babskim gronie, a następnie pobawić się z dziećmi. Shazia postanowiła jednak pokazać mi jak żyją kobiety z jej społeczności. Zanim się zebraliśmy do wyjścia pogoda spłatała nam figla. Dookoła zrobiło się szaro i żółto. Po raz pierwszy w życiu doświadczyłam piaskowej burzy. Piasek wdzierał się wszędzie. Wyruszyliśmy nie czekając, aż burza minie. Usta i nos trzeba byłi przykrywać chusteczką. Nasz samochód wyglądał jakby rok czasu nikt go nie mył. Szyby były totalnie pokryte piachem. W tym unoszącym się piaskowym pyle, w gęstych szarościach dotarliśmy do pierwszego domu. Dzieciaki miały piasek we włosach, oczach, uszach – wszędzie. – A gdzie rodzice? – dopytuję się wnikliwie. – Rodzice pracują w tutejszej cegielni…te dzieci też tam pomagają. Ale na pełny etat pracuje tylko najstarszy, ośmioletni chłopak – Shazia objaśnia ...

Khanewal - oaza wolności

Obraz
– Wszyscy mi mówili – nie jedź do Pakistanu, bo to kraj terrorystów. Ale ja zamiast terrorystów spotkałam ludzi gorącej wiary, wspaniałych chrześcijan którzy pomimo tak wielu przeciwności nie tracą ufności do Boga – przemawiam do kilkuset osób zgromadzonych na wiejskim podwórku w Khanewal. Tak żarliwych modlitw dawno nie widziałam i takiego uwielbienia dla Boga. Z mojego wnętrza wydobywa się głośne: Hallelujah! Normalnie jestem w raju! Atmosfera jest niesamowita, czuje się radość i miłość bijącą od tej grupy wierzących. – Niech Cię Bóg błogosławi – staruszka z pooraną bruzdami twarzą robi znak krzyża na moim czole i z całej siły mnie przytula. Wybucham płaczem ze wzruszenia jak mały szkrab…Co się ze mną dzieje? Otacza mnie życzliwość i akceptacja z każdej strony. Dwaj wujkowie Zahida mieszkają tu razem z rodzinami i wspólnie prowadzą duże gospodarstwo. Bawoły, kozy i plantacja bawełny. Ludzi i zwierząt co nie miara. Totalny brak prywatności. Rankiem chcąc mieć jej odrobinę wymykam...

Buntownica w Pendżabie

Obraz
Nie da się ukryć, że będąc w Pakistanie toczyłam ze sobą walkę. Wychowałam się w społeczeństwie koedukacyjnym, robiłam zawsze to co chciałam. W mojej rodzinie nie było mowy, że coś jest męskim zajęciem a coś żeńskim. Sprzątanie, gotowanie, pranie, rąbanie drzewa, zabijanie kurczaka na rosół czy karpia na święta, jazda traktorem po polu, gra w piłkę nożną, taniec, samotne wędrówki po lesie, te czynności były dla mnie takie normalne ….ehhh…mogłabym wymieniać i wymieniać…..Dżinsy, t-shirt i rozwiany włos – taki ubiór lubię najbardziej. Nagle znalazłam się w społeczeństwie, gdzie dla kobiety istnieją same ograniczenia. Czy trudno się dziwić, że mój organizm zareagował buntem? Ledwie wystawiałam nogę za próg domu w Sargodzie, już kobiety za mną biegły krzycząc „Załóż dupattę!”.Od tej dupatty powyskakiwały mi pryszcze na szyi, gdyż moja skóra nie przywykła do tego. Pokazywałam każdemu te moje wypryski, aby wzbudzić w nich choć trochę zrozumienia. Najbardziej jednak wkurzało mnie to jak m...

W pomarańczowym gaju

Obraz
– Ejaz! Zatrzymaj sie tu! Kupię kukurydzę. – Nabeela zwraca się do kierowcy, poprawiając dupattę na głowie. I ja wyskakuję z samochodu, z tym, że nie poprawiając dupatty….. Przydrożny sprzedawca kukurydzy siedzi na niziutkim stołku mieszając pogrzebaczem w gorącej misce z solą,ustawionej na palenisku. – Za twarda. – stwierdzają wszyscy obgryzając zakupione kolby. Dla mnie to nie ma znaczenia, bo spożywam je po raz pierwszy. W Pakistanie brązowe, nawet lekko zwęglone kolby kukurydzy, prażone w soli lub piasku, są przysmakiem. Jedziemy do rodzinnej wioski pastora Hizkiela, która nie ma nazwy tylko numer – 106 N.B. Jestem ponownie witana papierowym wieńcem zarzuconym mi na szyję i płatkami róż. Wujkowie, ciotki, kuzyni, kuzynki i babcia Zahida….Wielka rodzina zasiada na łóżkach w glinianej chacie. Z sufitu wystaje słoma. Podłogi nie ma. Jest klepisko. Zimne drinki oraz słodycze pojawiają się na małym stoliku. Wesoła babcia z jednym ząbkiem rzuca się na nie. Rodzina żartuje...

Z wizytą u wdów i sierot Sargodhy

Obraz
Dzisiaj jest czwartek, 9 października 2014. Zaplanowałam, że odwiedzę rodziny, którym nasza Fundacja pomaga. Spędzę czas z dziećmi, porozmawiam z wdowami, na pewno będzie bardzo miło. Zahid zapewnia od rana, że zaraz pojedziemy, ale najpierw trzeba było pójść na posterunek policji…w sumie pokonać samochodem spory kawałek. Potem kręciliśmy się po bazarze, też dużo czasu zeszło. Teraz siedzimy w pokoju popijając herbatę masalę i nikomu się nie śpieszy….Zaczyna się we mnie coś gotować…jestem zdana na moich przyjaciół, sama nie dotrę do rodzin. Dla nich czas płynie po pakistańsku. Wolno i leniwie. Siedzą, żartują…a za oknem się ściemnia! – Czialo, czialo, czialo! – wykrzykuję słówko, którego się nauczyłam, a które odpowiada naszemu „dawaj, dawaj!”. Klaszcząc przy tym w dłonie ponaglam pastora Hizkiel oraz kierowcę, aby ruszyli tyłki i zawieźli mnie tam gdzie chcę. Pierwszych kilka rodzin mieszka nieopodal. Przygotowuję kwotę jaką zaraz wręczę wdowie i wsadzam do kieszeni. Tuż przed b...

Sargodha, Sargodha

Obraz
Do drugiej w nocy trwały pielgrzymki do mojego pokoju. Bardzo to miłe i sympatyczne, ale oczy moje zapadały się już wgłąb głowy, a świat zaczynał wirować. Kiedy tylko udało mi się przyłożyć głowę do poduszki, obudził mnie odgłos elektrycznej pompy wodnej w mieszkaniu, stukanie naczyń w kuchni oraz azan – wezwanie do modlitwy z pobliskiego meczetu. Między czwartą a piątą wiłam się jak piskorz, usiłując ponownie zasnąć. Niestety, rodzina była już na nogach. Leżałam więc leniwie jedynie do godziny siódmej, gdyż o tej porze do mojego pokoju znowu zaczynali przychodzić uszczęśliwieni domownicy. No i jak tu nie odwzajemnić ich szczęścia? Wyśpię się w Europie, a tutaj trzeba łapać chwilę. Nalewam zimnej wody do kubła, zanurzam moje zakurzone ciuchy z poprzedniego dnia. Nabeela, młodziutka żona mojego przyjaciela Zahida, jest zbulwersowana, że zabrałam się za pranie. Powinnam jej dać swoje ubrania i ona by wyprała. Energicznie płucze moje rzeczy z resztek mydła, wrzuca do miski i zanosi na d...

Motyle będą tańczyć

Obraz
Na mój widok Esther wylewa krople oliwy na odrzwia domu. Płatki róż sypią się w moją stronę. Silne kobiece ramiona obejmują mnie szczelnie. Nabeela, Esther, Aneela…łzy szczęścia, że możemy być nareszcie razem. Mały pokój zastawiony potężnym łożem, pod okno wciśnięta sofa. Naprzeciwko łoża ogromna szafa. Po prawej stronie toaletka z lustrem. Typowy pokój pakistańskiej rodziny. Meble stanowią zazwyczaj posag żony. Łoże jest naprawdę imponujące. Goście przychodzą non stop i zasiadają lub kładą się na nim. Ruch jak na dworcu głównym. Czuję w głowie lekki szum. Najchętniej padłabym na to łóżko jak zabita i odespała podróż. Niestety kolejni członkowie rodziny napływają bezustannie, aby się ze mną przywitać. Łoże, na które położono teraz ceratę, zamieniło się w miejsce uczty. Rodzina zasiada po turecku dookoła wszelakich kubków, misek, miseczek, talerzy…maczamy kawałki chleba roti w rozmaitych pikantnych sosach i delektujemy się ich smakiem, a także własnym towarzystwem. Niektórzy siedzą n...

Odkrycie Pakistanu

Obraz
Po kilkunastu godzinach lotu wyglądam jak nocna zjawa. Lotnisko w Lahore dalece odbiega od standardów światowych. Lekko obskórne, nasze wczesne lata 80-te. Odświeżam się w toalecie – typowo azjatyckiej, ale uczucie szczęścia, że doleciałam do celu sprawia, iż wszystko widzę w różowych barwach. Mnóstwo chętnych do pomocy, a zarazem oczekujących drobnej opłaty nadciąga z każdej strony. Stanowcze „nie” od zaradnej, europejskiej, lekko aroganckiej kobiety chłodzi ich zapał. Wyobrażam sobie moment, który za chwilę nastąpi. Oto zobaczę Zahida, rzucę mu się na szyję i nareszcie będę mu mogła spojrzeć prosto w oczy, Przez Skype nie było to możliwe. Wychodzę na zewnątrz. Męski świat…Jedna ręka do mnie macha. – Tu jestem! Hej Sylka! To pastor Saqib z Lahore cieszy się na mój widok…Wita mnie papierowym, kolorowym wieńcem zarzucając mi go na szyję, wręcza piękny bukiet kwiatów, obsypuje płatkami róż…. A gdzie Zahid, gdzie reszta??? Staram się opanować moje rozczarowanie… Musimy na nich...

Lot Londyn - Lahore

Obraz
Siedzę sobie wygodnie przy oknie, wystawiając buzię do słonecznych promieni. Obok mnie siada młody mężczyzna z miną zbitego psa. Koło niego usadawia się rozhisteryzowana dziewczyna, która nie zważając na nic robi mu niekończące się wymówki. Zanosi się przy tym płaczem, aż stewardessa podchodzi i pyta się czy pomóc. – No, nieźle się zapowiada….. lot z furiatką – myślę sobie i zarazem kątem oka obserwuję siedzącą obok mnie parę. Chłopak wzbudza moją empatię. Patrzę na zegarek. Już dwadzieścia minut po czasie. Samolot kołuje po płycie lotniska, ale ku mojemu zaskoczeniu wraca na miejsce postoju.Z głośników dobiega głos kapitana, że zaginął pasażer i samolot nie dostał pozwolenia na lot. – Coś takiego? Jak to zaginął? W drodze od bramki na pokład? Jak to możliwe? – retoryczne pytania tańczą w mojej głowie. Mija godzina. Kapitan przeprasza za opóźnienie. Furiatka nasila swoją histerię. Wszyskiemu winny jest on, to jego wina, przez niego nie będą mieli wakacji! Chłopak stara się uspok...

Bilet do Lahore

Obraz
– Co się dzieje?! Gdzie jesteś?! Dostaję rozpaczliwe smsy z biura w Horsham. Coż, jestem w Londynie, w tłumie Pakistańczyków, czekam na swoją kolejkę. Do pracy przyjadę pod wieczór. Mój wyjazd do Pakistanu omawiałam cały czas z Bogiem. – Jeśli przyjmą moje podanie o wizę bez problemów i nie będą się czepiać to znaczy, że otwarta droga. Przyjęli bez problemów, nawet opłata była o połowę niższa. – Boże, jeśli mój mąż dostanie kasę z ZAIKSu, zanim złożę podanie to znaczy, że otwarta droga dla mnie. I tak było. Właśnie przekraczałam próg biura wizowego, kiedy na Messengerze uszczęśliwiony małżonek oznajmiał mi o ładnej sumce jaką dostał w tym roku z tantiemów. A teraz zostałam wezwana na rozmowę z konsulem. W budynku numer 36 przy Lowndes Squere, w Ambasadzie Pakistanu, w Londynie czeka już mała grupka na audiencję u konsula. Zostaję wprowadzona jako druga. – Proszę usiąść. – oznajmia całkiem młody i jeszcze przystojny konsul, ze złotym sygnetem na palcu. Gabinet jest potężny, b...

Jestem w Horsham, UK

Po powrocie z Indii czekały mnie tylko dwa tygodnie z rodzinką i już musiałam wracać do Wielkiej Brytanii. Połowa marca, słonecznie, kwieciście, zupełnie inna atmosfera niż za pierwszym razem. Trafiłam do bardzo miłego domu. Starsze małżeństwo. Praca lekka. Codziennie te same czynności. Spokojnie, bezkonfliktowo, sympatycznie. Pięć minut mam do pobliskiego lasu. Największy ból? Rozłąka. Brak dzieci. Czy one to zrozumieją? Niestety nie mogłam pozostać w kraju. Moje własne państwo nie pozwala mi godnie wychować moich dzieci. Pracując w swoim zawodzie, do którego przygotowywałam się i studiowałam wiele lat, nie mogę zarobić wystarczająco, aby zaspokoić potrzeby czwórki swoich dzieci. Ceny produktów w Anglii są takie same jak w Polsce, ale pensje wielokrotnie wyższe. Nic dziwnego, że wyjeżdżamy z kraju, aby pracować tutaj…. Nos przyklejony do komputera. Zarządzam fundacją online. Dobrze, że jest mój mąż, dobrze że jest mój syn, dobrze że są inni wolontariusze, którzy działają na miej...

Z Visakhapatnam do Polski

Obraz
Opuszczamy Nakkapalli. Jedziemy do Visakhapatnam. Stamtąd następnego dnia odlecimy do kraju. Zatrzymamy się na noc o brata Nancy, żony pastora Kanthiego z Prathipadu. Kanthi zawozi nas do Visag. Jest to dwumilionowe miasto portowe, położone nad Zatoką Bengalską. Rodzina mieszka w bloku, bodajże na czwartym piętrze. Zadziwiły nas marmurowe posadzki na klatce schodowej. W mieszkaniach też marmur. Ponoć się tak nie nagrzewa. W bloku nawet jest zautomatyzowana winda chyba sprzed kilkudziesięciu lat, ale miły kobiecy głos oznajmia na którym piętrze się znajdujemy. Po zapoznaniu się z krewnymi pastora wyruszamy nad Zatokę. Ściągam pantofle i biegnę w stronę oceanu. Fale są zadziwiająco silne. Uderzają z potężną mocą i wciągają wgłąb. To nie to co nasz Bałtyk. Widzę porozbieranych mężczyzn pluskających się przy brzegu. Nikt nie pływa. Nie dziwię się. Przy takiej sile fal pływać po prostu się nie da. Kobiety stoją na brzegu ubrane w swoje sari i patrzą na bawiących się w wodzie mężczyzn. – Ch...

Niezapomniane chwile w Nakkapalli

Obraz
Przepiękny poranek. Wychodzę na dach, obserwuję okolicę, mieszkańców podążających w obie strony, ruch na autostradzie, w oddali jezioro, góry, a nade mną kokosowe palmy. Praveen przychodzi i przynosi dwa plastikowe, bardzo wygodne krzesła. Usadawiamy się na nich i kontynuujemy wczorajszą rozmowę. Poruszamy drażliwe wątki. Lakshmi przynosi nam słodką i bardzo mleczną kawę. Jest jego bliską przyjaciółką, pomaga mu w prowadzeniu organizacji. Sprawia wrażenie cichej, spokojnej, z łagodnym uśmiechem na ustach. Praveen bardzo liczy się z jej zdaniem. – Prosiłem dyrektora szkoły, aby dzieci mogły pisać egzamin dziś rano, ale on nie zgodził się i muszą pisać o godzinie trzeciej po południu. On wie, że jesteśmy chrześcijanami i dlatego tak nas traktuje. Specjalnie utrudnia życie…. Czekamy więc na dzieci aż do popołudnia, kiedy to przyjdą ze szkół. W Nakkapalli jest silny ośrodek hinduistyczny, duża świątynia Sri Vekanteshwara Swamy na pobliskim wzgórzu, dokładnie w osadzie Upamaka. Chrześc...

Z Prathipadu do Nakkapalli

Obraz
Współpraca z Praveenem, dyrektorem sierocińca w Nakkapalli, od samego początku przebiegała burzliwie. Właściwie to on mnie znalazł na Facebooku, był moim pierwszym kontaktem w Indiach. Jednak tak wiele nas różniło, mieliśmy inne podejście do tylu spraw, że co chwilę wybuchał konflikt. Praveen ma wielkie serce, pomaga sierotom i wdowom od kilku lat, ale zbyt szybko mówi słowa, których potem żałuje. W gorącej wodzie kąpany, ja również więc walczyliśmy ze sobą. To co mamy wspólnego to szukanie zgody i pokoju. Więc mimo, że trzy razy zrywałam z nim współpracę, zawsze później dochodziliśmy do porozumienia. Dziś niedziela. Kończymy wizytę w Prathipadu i po lunchu wyjeżdżamy do Nakkapalli. Robię ostatnie zajęcia plastyczne z dziećmi – szablony w kształcie wielkich serc ozdabiają bibułą, kolorowymi obrazkami oraz złotą i srebrną farbą. Niektóre prace są bardzo ciekawe, dzieci ozdabiają serca najpiękniej jak potrafią. Siedzą na zakurzonym betonie, ale z zapałem oddają się pracy twórczej. Końcow...

Rodzinny Dom Dziecka w Prathipadu - cz.3

Obraz
Poranny nalot ciotek i kuzynek. Ubierają mnie w kiczowate bransoletki tzw. bangle , zawieszają sztuczną, pozłacaną biżuterię na mojej szyi, a w małżowiny uszne wpinają jarmarczne kolczyki. Taki tutaj styl. Kobiety przepadają za błskotkami w kolorze złota. Każda coś nosi, noszę teraz i ja. Moja pogryziona przez moskity i opuchnięta twarz jaśnieje od blasku indyjskiej biżuterii. We włosy wpinają mi kwiat róży. Hmm, jestem piękna! Oczywiście mam też coś dla nich, bo wiedziałam, że ten moment nastąpi. Wyciągam z czerwonego pudełeczka moje własne kolczyki – kwiatuszki, kolczyki – perełki, naszyjnik z perełek i również obdarowuję tryskające radością ciotki i kuzynki. Taki tu zwyczaj. Prezenty się daje, prezenty się przyjmuje i jest radocha! Na śniadanie smażona dosa z cebulką i zieloną papryczką chili, kokosowym chutneyem i drugim, bardzo pikantnym. Dostaję pierwsza, gdyż wykazuję największy entuzjazm. Przepadam za dosą! Opycham się samolubnie, wiedząc, że długo nie będzie mi dane jeść tej...

Rodzinny Dom Dziecka w Prathipadu - cz.2

Obraz
A my chcieliśmy zobaczyć miasto, kupić jakieś słodkości dla dzieciaków. Moje skórzane klapki, kupione w obuwniczym w Kątach Wrocławskich, znowu się rozleciały. A sprzedawca dawał na nie dwa lata gwarancji! Nie wytrzymały nawet miesiaca. Kupiłam w Kovvuru klej, który “ Sklei wszystko oprócz złamanych serc”. Niestety klapki po sklejeniu dalej się rozpadały. Słodycze zostały skrupulatnie rozdane każdemu dziecku. A żeby im jeszcze dogodzić to wyciągnełam przywiezione z Polski suszone drożdże i usmażyłam racuchy. Posypałam cukrem pudrem, świeżo zmiksowanym w tutejszym mikserze. Oj smakowało, smakowało ! Pastor Kanthi mieszka ze swoją żoną i trójką córek w niewielkim domu. Do jest własnościa jego szwagra. Małżeństwo przyjeło pod swój dach dwadzieścioro ośmioro osieroconych dzieci. Żyją z datków. Jest tutaj bardzo biednie….bardzo brudno….ale bardzo wesoło. Czujemy, że Ci ludzie mają wielkie serce i są naprawde oddani tym dzieciom. Rytm życia w sierocińcu przebiega ściele wg ustalonego planu. ...

Rodzinny Dom Dziecka w Prathipadu - cz.1

Obraz
Adam zaczął marudzić : a że za krótko pobył z Pravalliką, a że wszystko takie niezorganizowane, a że więcej chciał pozwiedzać, a że Jenna uciekł mu z bakiem pełnym paliwa i nigdzie go nie zawiózł…miau…miau…miau… Nos wykrzywiony, usta w podkówkę, kłapie szczęką jak kukła z Muppet Show. Patrzę na niego popijając popołudniową kawę i momentalnie chwytam za telefon. Wciskam numer do pastora Kanthiego z Prathipadu. – Kanthi? Tu Sylka. Postanowiłam skrócić pobyt w Dommeru. Strajki są, nie ma zajęć, nie mamy co robić. Możesz po nas jutro przyjechać? Uzgodniłam z pastorem, że rano po nas przyjedzie do Rajahmundry i zabierze do Prathipadu. Adam patrzy nam mnie z uszczęśliwionym wzrokiem. – No powiem Ci Sylka, że to dobry ruch…to jest bardzo dobry ruch…. *** Po raz ostatni mijamy najdłuższy most na rzece Godavari. Tuk-tuk podskakuje na każdej nierówności ,a my razem z nim . Pastor Kanthi przyjeżdża po nas niewielkim autkiem. Milcząc drapie się po głowie widząc nasze bagaże. – Mówiłam ci, że ma...

Krakowiak i sari

Obraz
19 luty 2014 – Kilka dni temu Indira weszła do mojego pokoju machając pllikiem banknotów zwiniętym i trzymanym kurczowo w dłoni. Kiwnęła na mnie głową z wyrazem twarzy nie znoszącym sprzeciwu i oznajmiła, że idziemy na zakupy. Wiedziałam już co się święci. Na pewno chce mi kupić sari. I nie myliłam się. Pozostawiwszy obuwie na zewnątrz weszłyśmy do niewielkiego sklepiku i zasiadłyśmy na potężnym, wygodnym materacu zajmującym całą powierzchnię . Ciekawy sposób sprzedaży. Klient musi się czuć wygodnie, może siedzieć, leżeć – ważne aby znalazł to czego szuka i był zadowolony. Bardzo mi się to spodobało. Sprzedawcy klęczeli na materacu razem z nami i co chwilę podawali nowe pudełka z kolorowym materiałem. Wiedziałam, że moje protesty na nic się nie zdadzą, Indira się uparła, aby mnie obdarować. – Jak chcesz mi kupić sari, to takie do chodzenia na codzień. Nie chcę takiego jak na wesele, chcę takie w jakich indyjskie kobiety się ubierają do codziennych zajęć. I niech będzie różowo-ziel...

Warsztaty plastyczne i zabawy taneczne w Dommeru - cz.3

Obraz
Wtorek, 18 lutego – dziś postanowiłam zrobić z dziećmi upominki dla darczyńców. W ruch poszły paski bibuły, które dzieci przyklejały w ramkę dookoła kartek, następnie rysowały pisakami co chciały : kwiaty, indyjskie flagi ,postaci itp. Na koniec malowały ornamenty złotą lub srebrną farbą na przyklejonej bibule. Po raz kolejny widziałam iskierki radości w ich oczach, sama też byłam zachwycona wykonanymi pracami, chociaż dla europejskiego odbiorcy mogą nie wydawać się zbyt atrakcyjne. Dzieci nie mają możliwości się tutaj twórczo rozwijać, gdyż zajęć plastycznych praktycznie nie ma na co dzień. Jedynie jakieś kopiowanie obrazków z książek. Dziś dzieci wykonywały po kilka prac, nienasycone twórczo. Jędrzej prowadził warsztaty z tworzenia komiksu ze starszą grupą i tutaj też dzieci ochoczo pracowały. Jestem dumna z mojego syna, że tak dobrze sobie radzi, ma bardzo dobry kontakt z dziećmi i młodzieżą. Widać, że wkłada całe swoje serca w to co robi. Adam gdzieś mi umykał. Nie wiem co pora...

Warsztaty plastyczne i zabawy taneczne w Dommeru - cz.2

Obraz
Kilka dni temu Ravi chciał nam ugotować ryż z curry na kolacje, ale pojechaliśmy odwiedzić Indirę i zrezygnowaliśmy z jego pomysłu . Jednak ryż moczył się w wodzie przez kolejne dwa dni i jak to mówią „prawie chodził”. Szkoda mi było go wyrzucić, postanowiłam wykorzystać do zajęć plastycznych. Wypłukałam porządnie cuchnące ziarna , po czym zafarbowałam je na przeróżne kolory. Suszyły się na balkonie rozsypane na gazetach. Na brystolowym arkuszu Jędrek narysował markerem palmy, wodę, słońce i napis ” Welcome to India”. Grupa starszych dzieci smarowała specjalnym klejem ( typu Wikol), a następnie sypała kolorowy ryż na kartkę. Tym sposobem powstała bardzo ciekawa praca. Nauczycielki kiwały głowami z podziwu. Takiego wykorzystania ryżu bowiem nie znały. W międzyczasie w dwóch pozostałych grupach w szkole odbywało się też wypelnianie rysunku na brystolu, ale kolorowymi, styropianowymi kulkami „Made in India”. Pracochłonne zajęcie, więc nie wymagałam precyzji. Chciałam tylko zainspirować ...

Dzień Pański w Dommeru

Obraz
Dziś niedziela – 16.02.2014. Jedziemy na nabożeństwo. Tak jak w tamtym roku tak i w tym na podłodze w budynku kościoła leżą dwie wielkie płachty. Kobiety przychodzą i siadają ze skrzyżowanymi nogami. Próbuję i ja, ale po paru minutach nogi mi cierpną. Siadam na kolanach. Też mi nogi cierpną. Wiercę się. Na szczęście poproszono mnie, abym usiadła na podium na krześle. Krzesło – moje wybawienie. Choć na podium siedzieć nie cierpię. Przez megafony umiejscowione na dachu rozlegają się śpiewy i modlitwy na całą wieś. Mężczyźni siedzą na zewnątrz na plastikowych krzesłach. Na sali są prawie same kobiety i dzieci.Śpiewają, modlą się na głos. Jako goście zostaliśmy po kolei poproszeni o zabranie głosu. Oczywiście wywołano najpierw Adama, jako że to mężczyzna, a mężczyznom okazuje się większy szacunek w Indiach niż kobietom. Adam nie miał za wiele do powiedzenia. – Hello, I am blondon, from city London ! – oznajmił śmiejąc się i machając do zgromadzonych, nieco zdziwionych jego krótkim wys...

Warsztaty plastyczne i zabawy taneczne w Dommeru - cz.1

Obraz
W szkole zrobiło się kolorowo. Jaskrawozielone i jaskraworóżowe kartki leżą na podłodze, na piętrowych łóżkach. Obok nich dzieci ze skrzyżowanymi nogami. Każde trzyma w ręce pędzel i zanurza go w maleńkich farbkach. -Najpierw trzeba pędzelek wsadzić do wody, potem delikatnie nałożyć farbę i na kartkę – instruuję maluchów jak trzeba malować. Malowidła nie są wyszukane, schematyczne, proste. Ale nie ma co się dziwić, te dzieci na co dzień takich zajęć nie mają, więc nie mogą kształcić swoich umiejętności. Wodę musiałam nalać do blaszanych kubków, z których dzieci piją w szkole. Rano miałam w ręce torbę z jednorazowymi kubkami, ale wyrzuciłam ją razem ze śmieciami na wielka stertę odpadów znajdującą się koło domu. Czyżby początki demencji? Ehh, nie będę krakać…. Teraz muszę improwizować… Blaszane kubki porządnie wypłuczę wodą ze studni i dzieciaki będą mogły znowu z nich pić. Nauczycielki są zachwycone, malują razem z dziećmi. Wygląda to jak terapia grupowa. Wszyscy zadowoleni, z przykle...