Polska wigilia w Horsham
Czas w Londynie upłynął mi bardzo szybko. Nie ukrywam, że miałam napady lekkiej paniki pt. ” A co będzie jeżeli? ” Zrezygnowałam z pracy w Niemczech, bo tu w Wielkiej Brytanii rysowały się przede mną lepsze możliwości. Ale cała papierkowa robota jaką trzeba na początku zrobić, aby legalnie otrzymać pracę w Anglii, troszkę mnie frustrowała. Zamiast od 2-go grudnia, umowę z pracodawcą mam od 27-go. W międzyczasie popracowałam u angielskiej, sędziwej pary. Zarobiłam pierwsze swoje funty ! Jednak nic już z nich nie zostało, bo zapłaciłam za wizę do Indii, zrobiłam zakupy dla moich dzieciaków, no i na pociąg do Horsham wydałam tyle ile na samolot do Polski, a nawet więcej!
Siedziałam sobie dziś w domu u niepełnosprawnej Teresy, która się będę opiekować przez najbliższy miesiąc, łykając z obrzydzeniem podgrzewane spagetti z puszki, przygryzając lekko zeschnięta pitą.
Wtedy zadzwoniła do mnie Wiesia czy nie wpadłabym do niej. Okazało się, że miejsce gdzie będę pracować jest oddalone o co najwyżej 10 minut drogi od jej mieszkania! Jak to wspaniale. Podczas przerw w pracy, bedę mogła wpadać do mojej dawnej przyjaciółki. Mam tutaj w Horsham jeszcze jedną przyjaciółkę z dawnych lat- Gosię. Zaprosiła nas dzisiaj na wieczór wigilijny. Ogromnie się wzruszyłam i nawet łzy mi popłynęły, kiedy dzieliłyśmy się opłatkiem, słuchałyśmy polskich kolęd, a potem zasiadłyśmy do tradycyjnych potraw, które Gosia własnoręcznie przyrządziła! Cudownie było spędzić razem te kilka chwil, wspominając, że Bóg dał nam swojego syna Jezusa Chrystusa, z powodu miłości do nas!
A makowiec Gosi, rozpływał się w ustach. Pracuję na zmianę z dziewczyną z Czech – skosztowała ciasta przyniesionego przeze mnie i była wniebowzięta ! Muszę zdobyć przepis.
Komentarze
Prześlij komentarz