Szczęśliwa, bo znów z rodzinką
Wieczorem telefon.
-Pani Sylwio, mamy problem w Garmisch, czy mogłaby pani tam pojechać i zaopiekować się starszą panią….”
Reszta słów do mnie już nie dociera, bo czuję napływ krwi do skroni.
– Absolutnie, kategorycznie i za żadne pieniądze – NIE !!!
Nic mnie już nie może zatrzymać w Niemczech. Wyjeżdżam i koniec. Chcę być z moimi dziećmi przez cały nadchodzący miesiąc.
Następnego dnia wszystko idzie zgodnie z planem. Przyjeżdża zmienniczka. Po godzinie czternastej ja wsiadam do busika i delektuję się wolnością wydając z siebie lekko tłumione okrzyki radości. Praca w Niemczech to już przeszłość.
Mąż wita mnie moimi ulubionymi kabanosami, Radlerem i marcepanowym batonikiem. W sumie tego Radlera mógłby sobie darować…za bardzo przypomina mi Bawarię, ale następnego dnia wypijam go ze smakiem.
1 listopada siedzimy w domu – to już też tradycja, nie lubimy dołączać do tłumu szturmującego cmentarze. Na grób naszych córek pójdziemy jak się rozluźni.
2 listopada – dzień moich urodzin. Nie liczę już, których z kolei. To wszystko jedno. Ale dzień upływa bardzo miło, kwiaty, pizza upieczona przez małżonka, Beatka – moja przyjaciółka ze swoimi powiedzonkami i swoją córą, która już jest pełnoletnia i wypija lampkę różowego wina razem z nami, oraz czwórka moich kochanych dzieci. Sielanka rodzinna. Odpoczywam, naprawdę relaksuję się wśród swoich. Muszę się nimi nacieszyć. Tylko miesiąc będziemy razem i chcę ten czas dobrze wykorzystać.
Komentarze
Prześlij komentarz