Kathak Kendra w Delhi
Wieczorem ląduję w Delhi. – Czekam na Ciebie przed drugą bramą – oznajmia Artur przez komórkę. Podążam za tłumem. Jeden etap mojej podróży za mną. Południe Indii pozostanie teraz tylko w moich wspomnieniach. Tęsknię, pochlipuję z tęsknoty…Ale cóż, i tak dobrze, że w ogóle tam byłam, że mogłam na własne oczy zobaczyć te wspaniałe dzieci, przytulić je, dać im trochę radości… Z rozmyślań wyrywa mnie znajomy widok. Czupryna jak u mojego najstarszego syna, wielkie niebieskie oczy i smukła sylwetka. Niezwykle urodziwy, młody człowiek macha do mnie ręką. To Artur Przybylski, polski tancerz kathaku. Będę u niego dwa dni. Wypiorę brudy, pogadam sobie z rodakiem, spędzę czas razem z nim na zajęciach w szkole artystycznej. Wieczór upłynął na zakupach, konwersacji i objadaniu się tortillą. Z pełnym brzuchem zasypiam, ubrana w dres i schowana w śpiworze. Zimno. – Jak ty możesz tutaj wytrzymać bez ogrzewania?! – wykrzykuję z korytarza, w którym leżę na plecionym łóżku. – Mam takie specjaln...